Albion Online – „Drużyna z bagien” historia prawdziwa
To był wypad jak wiele innych, nie poszukiwaliśmy sławy ani chwały – żyjąc na tym przeklętym bagnie nie mamy czasu martwić się o takie głupoty. Tutaj każdego dnia szukamy nowych sposobów by przeżyć. Było nas dziesięciu, może jedenastu, przemierzaliśmy nasze ziemie w nadziei na to, że znajdziemy coś co przyniesie choć odrobinę zysku. Jedzenia za darmo nikt nam nie da, naprawa wyszczerbionych w boju mieczy również kosztuje, a musimy mieć czym się bronić, odkąd hordy nieprzyjaciół cyklicznie pukają w bramy naszego miasta. Podjęliśmy decyzję – tereny na których wojowaliśmy wcześniej nie były już w stanie zapewnić nam bytu. W końcu nie tylko my walczymy tu o przeżycie. Tysiące ludzi z bagien przemierzających co bezpieczniejsze miejsca doszczętnie wyjałowiło te ziemie. Trzeba nam ruszać dalej, o wiele dalej…Tak więc popędziliśmy nasze konie na równiny należące do wroga. Miła to była odmiana od podmokłych łąk, zamiast rytmicznego ciapania nasze uszy rozpieszczał wyraźny tętent kopyt a przed oczami rozciągały się rozległe równiny. Tubylcy mieli dużo szczęścia, przychodząc na świat w tak przyjaznej krainie… No właśnie, „tubylcy”. Nie mogliśmy pozwolić dać się zwieść temu obrazowi niczym z bajki – tu na każdym kroku czyhała na nas śmierć. Wtem rozległo się wołanie dowódcy – w chwili w której wypatrzył nasz cel wiedzieliśmy co należy robić. Skąd skrzynia ze skarbem znalazła się pośrodku pól? Nikt o to nie pytał. Nie obchodziło nas czy jakiś kupiec upuścił ją w drodze, czy to po prostu pułapka zastawiona przez wroga. Liczyło się jedno – możliwość zysku, a za to każdy z nas był gotowy walczyć.
Tak jak się spodziewaliśmy – nieprzyjaciel już na nas czekał. Liczebnie nas nie przewyższali, ale znali te tereny lepiej niż my. Jednego z nich zabiliśmy bez problemu, ale nie pozostali nam dłużni – pozbawili życia naszego drogiego kompana, po czym zaczęli nas wodzić za nos do momentu, aż uniemożliwili większości naszej drużyny walkę. Zostaliśmy tam we dwójkę – dowódca i ja, jednak mimo przewagi liczebnej walka przybrała dla nas niekorzystny obrót. Udało mi się przytrzymać wroga, dzięki czemu lider ostatkiem sił mógł dosiąść swojego wierzchowca. „Uff, zadanie wykonane, mogę umierać z czystym sumieniem” – takie myśli napłynęły mi do głowy mimowolnie, jednak nie zostały tam na długo, bo moich uszu dobiegł głos dowódcy:
– Hirame, skacz, uciekniesz mu!
Zbierając więc resztki sił udało mi się wykonać dwa duże skoki. Na tyle duże by zostawić nieprzyjaciela w tyle i zawołać konia. Kilka sekund później mój wierny rumak był tuż obok i razem mogliśmy oddalić się z pola niedawnej bitwy.
Jedni nazwą ucieczkę porażką, inni hańbą, ale dla nas to było zwycięstwo. Przeżyliśmy. Poza tym udało nam się złupić znaleziony skarb, a z ciała poległego towarzysza odzyskać drogocenne przedmioty. Nie zyskaliśmy wiele. Utrata członka drużyny to zawsze duży cios, jednak dzięki temu, że udało nam się znaleźć kilka wartościowych przedmiotów, przynajmniej nie straciliśmy dużo. Zregenerowaliśmy siły, przegrupowaliśmy się by ruszyć w drogę powrotną. Na bagna wjechaliśmy o zmierzchu, do naszego miasta pozostała już niedaleka droga, jednak nadal nie było w pełni bezpiecznie. Dowódca postanowił jechać przodem.
– Jeśli szykują tam zasadzkę będę przynętą. Połaszą się na mnie, a wtedy wy ich dopadniecie.
Taki był plan. Trzymaliśmy się więc na odległość od lidera, by potencjalni bandyci nie wiedzieli, że jedziemy całą bandą. Następne co usłyszeliśmy to krzyk dowódcy, nie spodziewał się bowiem, że ktoś kto może tam czekać będzie aż tak silny.
– Jestem martwy, nie zdążycie mi pomóc!
Jednak my tego nie słuchaliśmy. Biegliśmy co sił w nogach na ratunek naszemu przyjacielowi. On natomiast postanowił nam zaufać. Nie poddał się, ruszył w kierunku swojej drużyny. Widzieliśmy, że był na skraju śmierci, więc każdy starał się mu pomóc jak tylko mógł – zaklęcia ochronne, tarcze, leczenie posypały się na dowódcę, kto natomiast był wyspecjalizowany w walce rzucił się na nieprzyjaciela. I tak przytrzymany przeze mnie bandyta przyjmował ciosy jeden za drugim, aż padł. Dowódca już drugi raz tego dnia wyślizgnął się przeznaczeniu, jakby rozrywał zębami przygotowany dla siebie los. Jeden z naszych krzyknął z zachwytu kiedy zabrał się za rabowanie ciała pokonanego. Wiedzieliśmy, że miał na sobie dobry sprzęt, ale żeby aż tak? Wróciliśmy do domu z uśmiechem na ustach, i z sakwami wypełnionymi łupem po brzegi. Takiego sukcesu nikt się nie spodziewał.
Pytasz mnie, czemu postanowiłam Ci to wszystko opowiedzieć? No cóż, może dzięki temu słuch o braterskich więziach, na które można liczyć w ciężkich chwilach nie zaginie – w świecie tak surowym jak nasz, to jedyne na czym naprawdę można polegać. Na kolejnej wyprawie to ja mogę zostać zabita, ale nasza Gildia przetrwa. Może któregoś dnia to Ty do niej dołączysz, by mnie zastąpić, albo by razem ze mną przemierzać tereny Albionu w szeregach IX Kohorty.
Na bazie rzeczywistych przygód we frakcji Thetford napisała Wasza rekruterka Hirame – jeśli chcesz przeżywać podobne przygody zapraszamy w nasze szeregi: https://discord.gg/0kbw7OkxbRX48092